Paweł Silbert nie złamał prawa mówiąc, że materiały reklamowe Bogusława Śmigielskiego zawieszone są na terenie miasta nielegalnie. Kandydat PO poczuł się urażony słowami Silberta i złożył pozew do sądu. Ten jednak w całości go odrzucił.
Przegrana w sądzie stawia Bogusława Śmigielskiego w niezwykle trudnej sytuacji. Bez wątpienia liczył on bowiem, że Paweł Silbert nie zdoła dowieść, że materiały wyborcze kandydata PO zwieszone są na ulicznych latarniach niezgodnie z prawem. Ewentualna wygrana na tym polu byłaby dla Śmigielskiego prawdziwym „zastrzykiem energii” na kilka dni przed głosowaniem. Rozczarowanie wśród sztabowców Platformy musi być zatem ogromne. Śmigielski żądał od prezydenta przeprosin, sprostowania i wpłaty 10 tys. zł na cele charytatywne. Sąd jednak – bez żadnych wątpliwości – w całości oddalił jego pozew.
Taka decyzja sądu jest niejako przyznaniem racji wszystkim tym, którzy od tygodni informują, że banery z wizerunkiem Śmigielskiego zawieszone są na latarniach nielegalnie. I że w ten sposób senator omija prawo. I w „biały dzień” pozbawia miasto dochodów. MZDiM wyliczył, że Śmigielski ma do zapłaty blisko 30 tys. zł.
Przy okazji rozprawy okazało się, że Śmigielski gra nie fair nie tylko z miastem, ale i z Tauronem. Bo wyszło na jaw, że wywiesił więcej banerów niż było mu wolno. Czyżby faktycznie poczuł, że mając w kieszeni senatorski immunitet nie musi przestrzegać prawa.
Wczorajszy wyrok jest nieprawomocny i przysługuje od niego odwołanie.
To już kolejna przegrana w Sądzie Komitetu Wyborczego PO i jej kandydata na prezydenta Bogusława Śmigielskiego. Wcześniej próbowano wmawiać mieszkańcom, że Paweł Silbert prowadzi nieuczciwą kampanię wyborczą i korzysta z preferencyjnych warunków wynajmu powierzchni reklamowych. Sąd – w dwóch instancjach – uznał, że PO rozpowszechnia nieprawdę i nakazał publikację sprostowania, które znaleźć można na stronie internetowej jaw.pl.